wtorek, 19 stycznia 2016

The deadly firends are with you all the times.

 Jest styczeń 2016 roku. Miałam napisać w grudniu notkę o tym, że życzę wszystkim czytającym i odwiedzającym tego bloga, wszystkiego co najlepsze, jednak coś mnie zmuliło. Chciałam sama sobie napisać życzenia, bo w sumie, nie odczułam od NIKOGO by ktoś życzył mi coś szczerze, oprócz tych złych rzeczy.

Sytuacja godna podziwu sprzed dwóch dni. Plac zabaw, duże płatki śniegu prószą mi na głowę niczym konfetti spadające z nieba. Popijamy barmańską, chrupię chipsy, i generalnie ma zacząć się kulminacyjny moment rozgryzania problemu mojego przyjaciela, gdy w tym momencie zaczepiło nas dwóch mężczyzn. Nic w tym nadzwyczajnego. Nawet myślę sobie "ok, zapalimy papierosa z nimi, żeby było w porządku i pójdą sobie."

Jak się domyślacie, nie było tak jak bym tego chciała. Panowie ewidentnie byli pod wpływem środków odurzających, i jeden z nich wlepiał swoje naćpane gały w moją osobę, co zaczynało mnie coraz bardziej irytować. Patrzyłam na mojego przyjaciela wzrokiem typu "ratuj kurwa!". I w tym momencie wyciągnął telefon i zapytał, która jest godzina. Tak szybko podłapałam co ma zamiar zrobić, że od razu zaczęłam grać. Wyciągnęłam telefon spojrzałam niby zdumiona na godzinę.

- O! Już tak późno? a przecież mamy jutro na 8 rano i to jeszcze kolokwium. Nie no panowie, musimy zmykać, bo trzeba wstać na uczelnie..
- Tak masz rację! Sorry panowie, obowiązek studenta wzywa. - dopowiedział mój przyjaciel, po czym zebraliśmy się do odejścia od tego dziwnego towarzystwa. Dodam, że robiło się trochę niebezpiecznie.

Ten jeden z nich na odchodne chwycił mnie za ramię i najwyraźniej chciał po cichu powiedzieć do mnie, jednak mu się nie udało. Skutkiem tego wszyscy słyszeli, że ma nadzieję mnie jeszcze spotkać i nie w takich okolicznościach. Oczywiście, po moich doświadczeniach z palantami miałam co nie co obawy, jednakże tego dnia miałam na sobie glany, więc czułam się o wiele bardziej bezpieczna, co nie ulega wątpliwościom, iż mimo wszystko lepiej mieć się na baczności.

Nie o tym, Sytuacja była tak doskonale zgrana, że pomimo mojego upojenia alkoholowego, potrafiłam w sekundzie zgrać się wzrokiem, oraz metodą niewerbalną z moim przyjacielem. Wiecie, w przyjaźni nie jest najważniejsze to, by spędzać czas ze sobą na głupotach, lecz żeby dobrze się porozumieć. Inne rzeczy też są ważne, ale dla mnie brak akceptacji i zrozumienia równy jest brakiem przyjaciela. Skąd więc taki tytuł?

Kiedyś w dzieciństwie, miałam takiego przyjaciela, gdzie wystarczył uśmiech, a on wiedział o czym myślę, co mamy zrobić. Każdy zazdrościł nam takiej relacji. W końcu na prawdę ciężko o prawdziwą bratnią duszę. - niestety mój przyjaciel stracił życie jadąc na motorze, tracąc kontrolę nad nim. Długo nie mogłam się pozbierać, to nawet raczej naturalne w tej sytuacji. Na pogrzebie ryk silników motorów, który miał oddawać hołd zmarłej osobie, sprawił, że straciłam przytomność i wylądowałam w szpitalu.

Może nie do końca jestem w stanie wyjaśnić to zjawisko, jakie poczułam w tamtym momencie na placu zabaw, ale miałam wrażenie, jakby mój zmarły przyjaciel był wtedy gdzieś blisko mnie, i podpowiadał co mam zrobić względem obecnie bliskiej mi osoby. Jakby chciał, by to mój brat był taką własnie bratnią duszą, jaką poszukiwałam przez tyle lat po śmierci.
Dziwne.

Czuję jakby moi zmarli znajomi, albo przyjaciel.... Byli przy mnie w najróżniejszych momentach mojego życia. Chciałabym, by tak faktycznie było. Czuję ich obecność, i nie wiem, czy to jedno z moich paranoi, czy coś co można przyjąć z lekkie odchylenie, bo w końcu każdy z nas coś takiego posiada. Jesteśmy tylko ludźmi, a jak zwykli mawiać ludzie - Homo sum; humani nihil a me alienum puto.