Dzień pierwszy. Jest 9:00 na zegarku
gdy się budzę i czuję że wreszcie mogę wstać. Plan był inny.
Budzik dzwonił o 7:00, ale lenistwo wzięło górę. Nie chcę
dopuścić do siebie myśli, o moim lenistwie i daję sobie słowo,
że przecież jutro będzie już lepiej. To dopiero początki czyż
nie? Wracając, wstałam i przeciągam się. Ubieram w dresowe
spodnie, przemywam twarz, i schodzę na dół. Szybko oznajmiam mojej
matuli, że 10 do 15 minut teraz poświęcam na obudzenie moich
szarych komórek, i wychodzę. Zaczynam bieg, bardzo szybko zaczynam
się również męczyć, już chcę się poddać, jak nawet połowy
mojej trasy, którą wcześniej w głowie sobie ustaliłam nie
zrealizowałam. Nagle w głowie pojawia mi się jego twarz, twarz
tego człowieka, przez którego dostałam kopa motywacyjnego, by
wreszcie się ruszyć z miejsca i iść do przodu.
-Aniu pamiętaj, musisz zrobić dwa
kroki do tyłu, by iść pięć kroków na przód.
Gówno prawda. Nie
będę się cofać by iść do przodu. Po prostu ruszę przed siebie.
Kiedy zobaczyłam w myślach jego twarz, ruszyłam jeszcze z większym
impetem. Tak tego człowieka nienawidzę, że napawa mnie swego
rodzaju siłą, bym mogła kiedyś wreszcie spojrzeć mu w oczy i
powiedzieć, nie cofnęłam się, a mimo wszystko zrobiłam więcej
niż pięć kroków na przód.
Po krótkim
truchcie wracam do domu, zjadam pierwsze śniadanie i ruszam na
podbój pokoju i łazienek do sprzątania. Dzień jak co dzień.
Muzyka O.S.T.R rozbrzmiewa, i wisi w powietrzu mojego pokoju.
Rozkoszuję się każdym tonem, każdą melodią i bitem. Regularne
posiłki staram się spełniać według wytycznych i dobrych rad
dziewczyny, której zaufałam. Staram się nie ufać nikomu, sama
sobie nie ufam, a ta dziewczyna, ma taką energię, której w życiu
nie spotkałam. Coś przedziwnego, że jest pierwszą osobą, przed
którą otworzyłam swoją mroczną duszę.
Jestem kobietą,
potwornie złą kobietą. Krzywdziłam ludzi, to co robiłam z nimi,
odbiło się w ostatnim czasie na mnie jakbym dostała żelazkiem w
łeb z dziesięciu metrów. Ludzie dawali mi szansę, mimo tego jaka
jestem, a ja brałam ich w dłoń i zgniatałam w kulkę jak papier.
Karma przyszła do mnie, w końcu.
-Aniołku, musisz pamiętać, karma
to taka przebiegła suka, dopadnie Cię w najmniej oczekiwanym
momencie, a najbardziej boli wtedy, kiedy jesteś szczęśliwy..
Tak to prawda
KOCHANIE. Z tym miał rację. Dlatego po popołudniowym odpoczynku
zwlekam się z łóżka, nakładam dres, bluzę, biorę słuchawki,
telefon, wkładam adidasy. Wybiegam. Tym razem trasa jest dłuższa,
a ja czuję się już silniejsza. Organizm zaczyna przyzwyczajać się
do tego, co mam na celu z nim zrobić. Po dłuższym odcinku zaczynam
odczuwać dopiero zmęczenie, jednak nie przestaję „katować”
swojego organizmu. Wiem, że to co robię, robię po to, by osiągnąć
cel. W myślach, z słuchawkami na uszach powtarzam sobie wszystkie
zdania motywacyjne, któe ostatnimi czasy, wypisywałam w moim
notatniku.
Pamiętaj po co to robisz,
Motywacja to siła, a siła t klucz
do sukcesu!
Myśl trzeźwo,
Dąż do celu,
Bądź sobą,
Never give up!
Tak przebiegłam
truchtem 25 minut. Słabo, Ale zawsze byłam wobec siebie krytyczna i
w pierwszym dniu chciałam osiągać niesamowite wyniki, pomimo tego,
że o tej porze zwykłam leżeć na kanapie z paczką lays'ów i
dobrym serialem. Wróciłam do domu, łyk wody i wracam do kolejnej
części mojego treningu. Pięć serii po 20 brzuszków, kilka
pompek , po 20 razy na łapę hantli ważących 4 kg, oraz
standardowo, by utrzymać mój tyłek w formie przysiady. Przysiady
robię już od dłuższego czasu, bo zwykłam do komplementów od
płci przeciwnej na temat mojej dupy, co dawało mi niesamowitą
motywację. Tym razem, nie robię tego dla wyglądu. Nie robię tego
wszystkiego by wyglądać dobrze, choć to też jest ważne. Mam cel,
i chcę go osiągnąć, a kiedy to się stanie, będę mogła
ponownie spojrzeć JEMU w oczy, i powiedzieć, że miał rację.
Ludzie to kurwy, a ja również nią jestem. Tak, karma to suka, a ja
nią jestem, w ludzkiej postaci.
Obawiam się tego
spotkania, mimo iż wyczekuję go każdego dnia, i nie mogę się
doczekać.
Minie ponad rok,
dwa lata, kiedy będę mogła to zrobić, a ciężka praca, jaką
wykonuję zostanie mi wynagrodzona. Czy będę dalej GO kochać? Czy
spojrzę, jak jego brat mówił, na niego maślanymi oczami? Czy
dalej będę myślała o nim tak jak myślę każdego wieczoru teraz?
Co robi, gdzie jest, i czy on też jeszcze myśli o mnie? Choć wiem,
że zapewne nie myśli o mnie wcale. Nie z taką troską jak ja o
nim. Potem szybko odpycham te myśli, leżąc w ciemnościach i
patrząc w głąb czarnego sufitu, spowita chłodem pustego pokoju i
zapachem cynamonowych świec.
Zaczynam modlitwę.
Modlę się do Boga. Każdego wieczoru dziękuję mu za kolejny
dzień, w sile, i proszę jak zawsze o to samo. Zdrowie i opiekę nad
moją rodziną. Po krótkiej rozmowie, powtarzam 5 razy imiona i
nazwiska ludzi, z którymi jeszcze raz się spotkam, i wiem, że
wyrównam wtedy nasze rachunki. Pierwszy na liście oczywiście jest
ON. Zasypiam...z myślą, że kolejny dzień przyniesie mi jeszcze
więcej możliwości.
Bóg,
honor, ojczyzna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz