piątek, 2 października 2015

the first pancake is always spoiled.

                         Nie wiem, czy wielu z was ma świadomość tego, co znaczy mój tytuł. Dosłownie znaczy, że pierwszy naleśnik jest zawsze zepsuty. Jeśli jednak mamy patrzeć na to jak na idiom, czyli poprawnie.. Znaczy to nic prostszego niż "Pierwsze koty za płoty." Dlaczego zatem?
                         
Przez ten czas wiele się zmieniło. Odpuściłam imprezę, za rzecz zarobku, no tak bywa. Mimo wszystko widziałam się z dwoma dobrymi znajomymi w tym czasie, co nieco mnie podbudowało. Szczególnie jedno spotkanie z kolegą ze studiów ( pozdrawiam!) Dałam sobie słowo, że przez te wszystkie okrucieństwa, które w ostatnim czasie mnie spotkały nie będę już płakała, przy niektórych mi się udaje ukryć łzy, przy nim mi się nie udało..Otworzyłam swoje serce i rozpłakałam się. Może było warto? Rozmowa z moim kolegą na prawdę podbudowała mnie jeszcze bardziej, za co z całego serca mu dziękuję, on chyba nie jest świadomy, że zrobił dla mnie aż tyle, tylko mnie słuchając.

Przez ten cały czas, odezwał się do mnie BRAT JEGO. W sumie dobrym określeniem będzie już BYŁY BRAT. Widzę, że nie tylko mnie psychicznie rozwalił TEN człowiek, ale nawet swojego braciszka, którego tak rzekomo kochał.. Rozstali się. Choć t absurdalne tak nazywać ich "kłótnię", to mimo wszystko ich przyjaźń braterska była czymś w rodzaju związku emocjonalnego, dlatego słowo "rozstanie" pasuje do tego idealnie. Wygląda na to, że wszyscy chcieliśmy JEMU pomóc, a od każdego z nas odsunął się na rzecz tego, co go żywi, co wg. NIEGO "była całe życie przy nim". Mówimy tutaj o substancji zwanej potocznie ganją, inaczej Marihuana. Nie mówię już o zażywaniu innych środków odurzających, do których ON miał ciągoty, w tajemnicy przede mną potrafił to brać, a ja nic nie widziałam. To już i tak nie ważne, chciałam pomóc, brat też. Ne udało nam się. Mission failed. Za niedługo widzę się z bratem. Z jednej strony cieszę się, bo jemu się udało. Wydostał się z gówna, ma pracę, podobno kręci z dziewczyną, nie bierze, i nie pije. I znowu chce jeździć na konwenty, na którym właśnie mamy się zobaczyć. Chyba się do niego przytulę, bo bardzo mi tego brakowało. I samo to, że on też do mnie pisze, i to jak pisze.. brakuje mu siostrzyczki. Mim wszystko.

Sny ustały. Te koszmary. Wspomnienia także, choć co jakiś czas jeszcze przelotnie pojawiają się te dobre. Zaczynam na prawdę odżywać. Zaczęłam zdawać sobie sprawę na kim, na czym mi na prawdę zależy, i kogo, czego nie doceniałam wcześniej. Teraz już jest za późno, mimo iż dostałam szansę "wyspowiadania się" ze swoich win, wiem, że to i tak nic nie zmieni, choć chciałabym wierzyć inaczej. Często niestety na ulicach widzę twarze tego, na którym mi zależy, który kochał mnie całym sercem i gotów był zrobić dla mnie wszystko, a ja w potworny sposób go zraniłam po raz drugi. A gdy już mam te omamy serce bije jak oszalałe, ze strachu i z podekscytowania, że być może zobaczę go na sekundę, bo tak bardzo bym chciała.

W międzyczasie zdążyłam się pochorować z tego wszystkiego. Ćwiczę, choć mniej, gdyż gorączka i brak sił uniemożliwiły mi to. Przeprowadziłam się do lepszego (?) akademika. Skończyłam praktyki studenckie w szkole, z tego powodu się właściwie pochorowałam, iż dzieciaki zaraziły mnie niesamowicie, i zaczynam drugi rok studiów, chociaż powinnam pisać już pracę licencjacką. (!)

Drzewa rozmywają się w jedną wielką kolorową plamę, zmieniając kolory ze zwykłych szarawych na neonowe, kręcąc się dookoła, zwiększając prędkość, oraz objętość ruchów z każdą sekundą. Wszystko przesuwa się d przodu i czujesz, że ty przesuwasz się z tym wszystkim. Płyniesz, chaotycznie, choć tego nie odczuwasz tak bardzo. Nagle jasnoniebieskim błyskiem stajesz na piaszczystej ziemi. Obracasz się dookoła, rozglądasz się delikatnie i zdajesz sobie sprawę, że za tobą szumi morze, księżyc w pełnej okazałości oświetla ci drogę, i już wiesz.. że się teleportowałeś. Tak na zakończenie notki, coś z mojej 'abstrachujałej ' wyobraźni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz