sobota, 19 grudnia 2015

siedem. PŁACZ ZA TOBĄ

Śpisz, a sen jak spacer w letnią ciepłą noc, gdy każde spostrzeżenie rani Twój światopogląd. W oczach świat podsuwa na tacy detal, lecz Ty w taką noc jak ta nie potrzebujesz kelnera. Obiekcja traci smak na stu jednakowych wargach, podczas mgły tak gęstej że mogłabym dłońmi ja roztargać. Brać garściami, lecz co ludzkie dziś oddajmy ludziom i bez białej mgły na dłoniach nieustannie się gubią. Teatrzyk cieni ma widownię złożoną z sępów, chyba że te ucztują na sumieniu kelnerów. Pośród spadających piór walczyć o człowieka?
Jak można łatwo pozbyć się dwudziestu jeden gram z ramienia!
Wiem, często przesadzam bo księżyc i wody tafla, pozwalając zamknąć świat w wilgoci w palcach.
Parę chwil dla których zegar tyka tak starannie, by między nocą a dniem nie umknął nowy poranek.
Patrzyłam na Ciebie bracie gdy spałeś mi na kolanach. Mieliśmy szesnaście lat, a pokój twój otulał późno-letni zapach lasu. Dobre wspomnienie, na które zawsze się uśmiecham.
Szukam od kilku lat osoby, która zastąpi mi Ciebie, gdy ty już odrzuciłeś mnie na bok, a mimo wszystko miałeś jakiś czas temu czelność mi mówić "siostro". Miałam osiemnaście lat, kiedy o pierwszej w nocy poprosiłeś bym przy tobie była. Wsiadłam w zimową, mroźną noc w samochód i przyjechałam by chwycić cię za rękę. Dlaczego teraz, gdy znowu mam koszmary, nie mogę ci nawet o tym powiedzieć?
Zbudowałeś wokół siebie mur chiński, a mnie zostawiłeś po za nim. Czy kiedykolwiek przestane porównywać moich kolegów do Ciebie? czy przestanę wmawiać sobie, że każdy z nich ma choć cząstkę twojej duszy? Byłeś taki nieskazitelny, czysty i dobry. Idealny.
Drogi się rozeszły.
Ja podupadłam przez te trzy lata. To Tylko trzy lata...

środa, 16 grudnia 2015

Następny.

Szumię, w wietrze nadziei,
niczym zagubiony wędrowiec,
do raju.
Płynę, po fali wspomnień,
otulam oczyma teraźniejszość,
idąc do raju.
Wołam, niemym krzykiem,
Ale oni mnie słyszą i patrzą na mnie,
stąpając pod górę.
Popycha mnie ręka sprawiedliwości,
po kamieniach moich błędów,
jestem u celu.
Nicość obejmuje moje biodra,

erotycznie mrucząc do ucha,
jesteś następny.


Wiersz jest mojego autorstwa, zarania się go kopiować.
Pracuję nad sobą.
Szumię, płynę, krzyczę. Upadam....
Upadłam.

poniedziałek, 16 listopada 2015

sześć - podłe sześć

Włączam po raz kolejny open office, nie wiedząc, czemu się wyłączył gdy miałam połowę strony A4 zapisane w żalach i z każdym kolejnym słowem pisałam coraz to szybciej. Więc wracając od początku..Na czym to ja? A no tak..
Kolejny krok. Nie udało mi się go pokonać. Nie udało mi się pokonać bariery, tak ważnej w moim życiu przez jakieś jebane cztery sekundy? Zakończyłam niepowodzeniem moją misję życiową. Ale czy się poddałam? Czy będę próbować jeszcze raz? Oczywiście, że to nie pierwszy i ostatni raz, gdy rekrutowałam się do policji.
Dlaczego?
Poznałam kogoś, w te wakacje. Kto sprawił, że te wakacje były moimi najgorszymi. Kto sprawił, że do dzisiaj śni mi się, jak spałam na ulicy, w zimnych opuszczonych murach z wybitymi szybami , bez wody i prądu, bez grosza ( centa) w kieszeni, w obcym kraju, modląc się by mnie już zabili. Do dzisiaj płaczę, gdy mój mężczyzna dotyka mnie i widzę jak bardzo potrzebuje mojego ciepła, a ja nie mogę mu go dać ponieważ cierpię. Do dzisiaj uciekam przed nim, gdy mówił mi takie zdania tak jak ON. Jak ten skurwiel, który chodzi na wolności, mimo tego że jest poszukiwany listem gończym!
Jak ten skurwiel, który skrzywdził mnie moich najbliższych, i swojego brata. - O nie, D. nie jest jego bratem. Jest szczęśliwy. Dostał szansę od losu i Boga, tak jak ja. Chwyciliśmy wiatr, i lecimy razem z nim. Wreszcie swoi, nasi, prawdziwi.
Chciałam GO złapać. Chciałam przejść do policji, bo skoro nasza policja po wielu moich zgłoszeniach nie może go znaleźć, a ja wiem gdzie on teraz przebywa, wiem co robi, i wiem, że znowu zamierza kogoś skrzywdzić, to krew mnie zalewa. Podawałam wszystkie dane, wszystkie miejsca w których był, powiedziałam wszystko, a oni dalej nic nie zrobili!
Człowiekowi, którego dotyk boli...


Czy miałeś kiedyś sny i wizje, jak bardzo nienawidzisz osoby i wbijasz mu kosę w żebra, taką przed jaką cię najpierw uratował, a potem próbował ci strzelić kulkę w łeb?
Czuję napierającą złość we mnie, gniew.
Nie poddam się.
Co mam zamiar teraz zrobić? Zdać studia. Kochać tego samego mężczyznę, który każdego dnia obiecuje mi że mnie nie skrzywdzi, a przed tym skurwielem mnie obroni. Nie chcę żeby mnie bronił. Chce żeby ON zdechł.



czwartek, 22 października 2015

pięć

-Cześć...Co słychać?
-Cześć (konsternacja pod drugiej stronie telefonu) w porządku Aniu. Byłem dzisiaj z Anią na gokartach. Było dobrze. Chwila oderwania się od codzienności. Ania upiekła mi ciasteczka.
-Przepraszam że ci przerwę. Muszę wyjaśnić kilka spraw, a potem porozmawiamy o Ani.
-Yyym...No dobrze. W końcu po to dzwonisz.
-Ja muszę mieć pewność, że ON nigdy więcej się nie odezwie. Chcę wiedzieć w jakich okolicznościach się rozstaliście.
-Po tej akcji, gdy policja zaczęła go szukać, a on uciekł pokłóciliśmy się. Rozstaliśmy się wtedy, i nie miałem pojęcia dokąd się udaje. Tydzień po rozstaniu zadzwonił do mnie, że bardzo mu ciężko beze mnie, że ma dość tego ukrywania się, że tęskni za mną. Ale dla mnie ON stracił swoją szansę. Chciałem mu pomóc, on tego nie chciał. Zabrałem do siebie i jedyne czego oczekiwałem, to tego, by poszedł do pracy, zarobił trochę grosza i ogarnął razem ze mną swoje życie. On wolał wieczorami wychodzić i okradać ludzi. Nie mogłem tego dłużej znosić. Nie dałem mu szansy, i nie pozwoliłem mu wrócić.
-Czy jeszcze później kontaktowaliście się?
-Nie Aniu, już później nie.
-Nie mam pewności co do twoich słów. Chciałabym ci uwierzyć... Nie mam innego teraz wyjścia, jak powiedzieć ci jakie są moje oczekiwania. Jestem bardzo szczęśliwa. Nie chcę tego spierdolić. Kocham kogoś, i boję się żeby ON już więcej do mnie nie napisał, lub nie pojawił się w moim mieście. Dlatego, jeżeli kiedykolwiek odezwie się do Ciebie, wspomni moją osobę, masz mu powiedzieć, że nie utrzymujesz ze mną kontaktów, i nie masz pojęcia co się ze mną dzieje. Nie wiesz, gdzie jestem i co robię. Nie masz do mnie numeru telefonu a na portalach społecznościowych masz mnie zablokowaną. Rozumiesz?!
-Rozumiem, tak zrobię, ale wątpię żeby on coś chciał od ciebie, a nawet jeśli, będzie to przejściowe.
-To nie ma być przejściowe, do tego ma po prostu nie dojść, a ty musisz mi w tym pomóc, bo byłeś moim bratem, bo też chcesz być szczęśliwy, bo tak samo jak ja uwolniłeś się od jego urabiania. Wreszcie mamy szansę na normalne życie! Dociera to do ciebie?
-Tak Aniu, ja muszę cię zobaczyć...
-Nie zobaczymy się przynajmniej przez jakiś czas. Muszę kończyć. Pamiętaj o co cię prosiłam...Cześć.

Zrobiłam tyle ile mogłam. Nie jestem w stanie teraz zrobić więcej.
Jeszcze tydzień do kolejnego kroku. Dech zapiera mi w piersi, znowu się pochorowałam.
Mój związek się rozwija. Przekraczam kolejne granice. Kocham mojego mężczyznę, wiem że to jest TEN JEDYNY. Normalnie rzygam tęczą. Wszystko obrało dosyć prosty, ale szybki kurs i tempo. Wszystko układa się w całość i dosyć szczęśliwie. Czy ja na prawdę na to zasługuję? Oczywiście, że nie.
Ares ustąpił, Hades zabrał tych co trzeba, a zdecydowanie Atena pomogła mi poukładać wszystko w głowie. A żeby było jeszcze wesoło to w duecie do Ateny dołączył Apollo i ogarnęła mnie wena muzyczna. To tak, ap-ropo posługiwania się mitologią. I chyba nie mogę się powstrzymać by na sam koniec nie wkleić tego, co teraz przeczytałam w czeluściach internetu.


"Dlaczego zakładamy, że wszelkie związki prowadzą do ustatkowania się? Poczekaj na kogoś, kto nie pozwoli, żeby życie Ci uciekło, kto rzuci Ci wyzwanie i [cierpliwie] poprowadzi poprzez Twoje marzenia. Kogoś spontanicznego, z kim możesz się zatracić w tym świecie. Związek z odpowiednią osobą to wolność, a nie ograniczenie."
- Beau Taplin

wtorek, 13 października 2015

cztery.

Aniu, zmieniłem się. Dostałem pracę, chyba, chyba będę miał dziewczynę, choć nie jest jeszcze nią oficjalnie...Ale ona tak bardzo lubi się tulić, i jest taka słodka. Ma na imię Ania...jest blondynką, wyślę Ci jej zdjęcie, ale to później. Siostra, ja już nie ćpam. Na prawdę nie ćpam. Zmieniłem się. Piszę książkę, wyślę Ci fragmenty byś przeczytała. Mam nadzieję, że uda mi się ją wydać. Chciałbym być dobrym pisarzem. Mam nadzieję, że dam Ci również moją poprzednią książkę, w końcu tak bardzo Ci się podobała...”

O tak, w więzach umysłu mogłam zatopić wszystkie emocje. Cieszę się, że nie ćpasz, choć ciężko mi w to uwierzyć. Chcę zapytać o kilka rzeczy związanych z NIM. Dzisiaj będę dzwoniła do Ciebie. Podałeś mi numer do siebie. Chcę mieć sprawę do końca czystą. Mieć pewność, że ON już nigdy nie zagości w moim życiu. Choć, z pewnością tak nie będzie, gdy zrealizuję mój plan...

Wracam do ćwiczeń. Jutro idę pytać o sztuki walki. Kick boxing bardzo bym chciała. Wróciłam na studia, i to jest moja najlepsza terapia, jaka spotkała mnie w życiu. Sądzę, że gdyby ten rok akademicki miałby się zacząć za pół roku, lub rok mogłabym zwyczajnie nie wytrzymać, pierdolnąć się kawałkiem drzewa z gwoźdźmi w czoło i ostatecznie wylądować na oddziale psychiatrycznym. Zajęcia mi się strasznie podobają. Mam chęć chodzenia na studia, pomimo mojego ogromnego lenistwa w dupie. Dzisiaj na wykładzie pękłam. Pani doktor Z. mówiła o rzeczach, z którymi miałam do czynienia, prawie. O toksycznych uczuciach względem przestępcy, o tym, że są to osoby, po których byś się nie spodziewał takich czynów, bo wykazują chęć zmiany, i nie tylko o tym. Wszystko wróciło. Już na ćwiczeniach myślałam, że pęknę. Na wykładzie poleciały mi łzy. Wszystkie obrazy przed oczami. Obraz naostrzonego noża wbitego w ścianę obitą drewnem, oraz odgłos wystrzeliwanych kul z pistoletu. Wracając do tych wspomnień starałam się umocnić jeszcze bardziej.

Udało mi się zwyciężyć za to z inną rzeczą. Dostałam ostatnią szansę, której nie mam zamiaru zmarnować, od kogoś, kto jest dla mnie ewidentnie najważniejszą osobą, oprócz rodziny. Wróciliśmy do siebie. Wreszcie jestem szczęśliwa. On wie o wszystkim, trochę widzę jak z tym walczy, widzę jak mi również współczuje. Dla niego to wszystko jest również bardzo ciężkie, ale będziemy budować wszystko od nowa. To moja ostatnia szansa i nadzieja. Moja rodzina się cieszy, ja także. To jedyny mężczyzna, gdzie reaguję inaczej na jego bliskość i dotyk. Choć nasze „przytulasy” są mimo wszystko bardzo ograniczone. On bardzo stara się uważać na mnie, jakbym była porcelanową laleczką. Ogromnie mu za to dziękuję, to również pozwala mi samej przekraczać granice naszej przestrzeni.

Jeszcze dwa tygodnie do kolejnego kroku, odnośnie mojego celu. Nie mogę się doczekać, a jeszcze bardziej jest to emocjonujące, ze względu na to, że moi przyjaciele*(!) wiedzą o co chodzi, i wspierają mnie przy tym. Bardzo dziękuję im za to. Szczególnie jednemu panu, do którego mogę zawsze przyjść i wiem, że mnie wysłucha, a on również może zawsze do mnie przyjść i znajdzie we mnie taki sam sejf na swoje przemyślenia jak ja w nim. On czytając tego bloga będzie wiedział, że chodzi o niego.


* Nie traktuję tego określenia dosadnie. Nie znam innego odpowiednika na osobę, której jestem w stanie w jakimś stopniu zaufać, bo już nigdy nie wróci do mnie to samo zaufanie, jakim darzyłam moich przyjaciół wcześniej.

piątek, 2 października 2015

the first pancake is always spoiled.

                         Nie wiem, czy wielu z was ma świadomość tego, co znaczy mój tytuł. Dosłownie znaczy, że pierwszy naleśnik jest zawsze zepsuty. Jeśli jednak mamy patrzeć na to jak na idiom, czyli poprawnie.. Znaczy to nic prostszego niż "Pierwsze koty za płoty." Dlaczego zatem?
                         
Przez ten czas wiele się zmieniło. Odpuściłam imprezę, za rzecz zarobku, no tak bywa. Mimo wszystko widziałam się z dwoma dobrymi znajomymi w tym czasie, co nieco mnie podbudowało. Szczególnie jedno spotkanie z kolegą ze studiów ( pozdrawiam!) Dałam sobie słowo, że przez te wszystkie okrucieństwa, które w ostatnim czasie mnie spotkały nie będę już płakała, przy niektórych mi się udaje ukryć łzy, przy nim mi się nie udało..Otworzyłam swoje serce i rozpłakałam się. Może było warto? Rozmowa z moim kolegą na prawdę podbudowała mnie jeszcze bardziej, za co z całego serca mu dziękuję, on chyba nie jest świadomy, że zrobił dla mnie aż tyle, tylko mnie słuchając.

Przez ten cały czas, odezwał się do mnie BRAT JEGO. W sumie dobrym określeniem będzie już BYŁY BRAT. Widzę, że nie tylko mnie psychicznie rozwalił TEN człowiek, ale nawet swojego braciszka, którego tak rzekomo kochał.. Rozstali się. Choć t absurdalne tak nazywać ich "kłótnię", to mimo wszystko ich przyjaźń braterska była czymś w rodzaju związku emocjonalnego, dlatego słowo "rozstanie" pasuje do tego idealnie. Wygląda na to, że wszyscy chcieliśmy JEMU pomóc, a od każdego z nas odsunął się na rzecz tego, co go żywi, co wg. NIEGO "była całe życie przy nim". Mówimy tutaj o substancji zwanej potocznie ganją, inaczej Marihuana. Nie mówię już o zażywaniu innych środków odurzających, do których ON miał ciągoty, w tajemnicy przede mną potrafił to brać, a ja nic nie widziałam. To już i tak nie ważne, chciałam pomóc, brat też. Ne udało nam się. Mission failed. Za niedługo widzę się z bratem. Z jednej strony cieszę się, bo jemu się udało. Wydostał się z gówna, ma pracę, podobno kręci z dziewczyną, nie bierze, i nie pije. I znowu chce jeździć na konwenty, na którym właśnie mamy się zobaczyć. Chyba się do niego przytulę, bo bardzo mi tego brakowało. I samo to, że on też do mnie pisze, i to jak pisze.. brakuje mu siostrzyczki. Mim wszystko.

Sny ustały. Te koszmary. Wspomnienia także, choć co jakiś czas jeszcze przelotnie pojawiają się te dobre. Zaczynam na prawdę odżywać. Zaczęłam zdawać sobie sprawę na kim, na czym mi na prawdę zależy, i kogo, czego nie doceniałam wcześniej. Teraz już jest za późno, mimo iż dostałam szansę "wyspowiadania się" ze swoich win, wiem, że to i tak nic nie zmieni, choć chciałabym wierzyć inaczej. Często niestety na ulicach widzę twarze tego, na którym mi zależy, który kochał mnie całym sercem i gotów był zrobić dla mnie wszystko, a ja w potworny sposób go zraniłam po raz drugi. A gdy już mam te omamy serce bije jak oszalałe, ze strachu i z podekscytowania, że być może zobaczę go na sekundę, bo tak bardzo bym chciała.

W międzyczasie zdążyłam się pochorować z tego wszystkiego. Ćwiczę, choć mniej, gdyż gorączka i brak sił uniemożliwiły mi to. Przeprowadziłam się do lepszego (?) akademika. Skończyłam praktyki studenckie w szkole, z tego powodu się właściwie pochorowałam, iż dzieciaki zaraziły mnie niesamowicie, i zaczynam drugi rok studiów, chociaż powinnam pisać już pracę licencjacką. (!)

Drzewa rozmywają się w jedną wielką kolorową plamę, zmieniając kolory ze zwykłych szarawych na neonowe, kręcąc się dookoła, zwiększając prędkość, oraz objętość ruchów z każdą sekundą. Wszystko przesuwa się d przodu i czujesz, że ty przesuwasz się z tym wszystkim. Płyniesz, chaotycznie, choć tego nie odczuwasz tak bardzo. Nagle jasnoniebieskim błyskiem stajesz na piaszczystej ziemi. Obracasz się dookoła, rozglądasz się delikatnie i zdajesz sobie sprawę, że za tobą szumi morze, księżyc w pełnej okazałości oświetla ci drogę, i już wiesz.. że się teleportowałeś. Tak na zakończenie notki, coś z mojej 'abstrachujałej ' wyobraźni.

środa, 23 września 2015

Trzy.

Uśmiechy spowite ciepłem letniego słońca, ciemne oczy spoglądają na mnie, i śmieją się, najszczerzej jak mogą. Dzieci patrzą na nas, jak na parę nastolatków, a przecież mamy już ponad dwadzieścia lat. Jednak ani on, ani ja nie czujemy się na tyle. Rysujemy kredą po chodniku, i nie mam pojęcia o czym on myśli, ale domyślam się że tak jak ja, wspomina swoje dzieciństwo, kiedy człowiek był beztroski, jarał blatny, chlał tanie wino w bramach i łupał w konsolę, albo DDRa.
Trzymam różową kredę w dłoni i rysuję kwiatka, on natomiast rysuje słodkiego kotka. Oceniamy swoje prace, oddajemy kredę i bardzo dziękujemy dzieciom za pozwolenie nam, oderwać się od świata codziennego na nie całe dwie minuty. Odchodzimy śmiejąc się głośno do siebie, przeżywając tą chwilę, jakby była czymś wielkim, a była tak naprawdę niewielką kropelką w całym morzu gówna. Ja i brat JEGO – również był dla mnie jak brat.

Budzę się. W pół przytomna, rozmyślam o tym co przed chwilą mi się śniło. To nie był zwykły sen, to było wspomnienie. To miało miejsce naprawdę, i było czymś w rodzaju jednego z najmilszych wspomnień, które mnie tam dotknęły. Poczułam się pamiętam, jakbym spędzała czas z bratnią duszą, kimś kto rozumie mnie w pełni. Uśmiechnęłam się leniwie na to wspomnienie, i ruszyłam ubrać się, zaliczyć łazienkę i poranne ćwiczenia. Mijają kolejne dni moich ciężkich ćwiczeń na ręce, bieganie, brzuch. Powoli się przyzwyczajam do nowego tempa życia. Czuję jak moje ciało rośnie w siłę, biegam coraz lepiej, wykonuję ćwiczenia coraz więcej, coraz lepiej.
Membrana drga, a z niej wydobywają się bity Rozbójnika Alibaby, nawija Paluch, Borixon i inni.
Biegnę i znowu widzę jego twarz przed oczami. Przyśpieszam, by uciec od niego, jak najdalej.

PAMIĘTAJ PO CO TO ROBISZ.

Stałam się bardziej organizacyjną osobą.
Załatwiłam praktyki w szkole do końca, pisze karteczki by nie zapomnieć o niczym i przyklejam je na blat biurka. Pomaga mi to w organizacji czasu, wiem co muszę zrobić dziś, co mogę później.
Przyjęli moje dokumenty tam gdzie chciałabym by przyjęli. Za miesiąc muszę jechać na pierwsze spotkanie informacyjne. Do tego czasu na pewno jeszcze bardziej się wzmocnię.
Za niedługo impreza u jednego z mich znajomych, trzeba powoli się uzbroić w tematy, oraz w siłę do walki całą noc. Myśl o zaburzeniu mojego codziennego porządku przez jedną imprezę trochę mnie frustruje, ale nie mogę popadać w paranoje.
Niebawem, dowiesz się gdzie przyjęli moje dokumenty. Gdybym podała wszystko na tacy, nie byłoby potrzeby czytać moich wypocin.
Byłam w Galerii, uśmiechał się do mnie mężczyzna, przystojny jak diabli, odwzajemniłam uśmiech. Kiedy zbliżał się do mnie, poczułam ukłucie w sercu, to nie przyjemne. Mrok znowu mnie ogarnął od środka. Uciekłam...
Ostatnio pierwszy raz odważyłam spotkać się z płcią przeciwną, wiedząc że jestem w stu procentach bezpieczna. Mianowicie przyjechał na herbatę mój kolega jeszcze z klasy gimnazjum, z którym piszę raz na jakiś czas, widzę się raz na rok. Przynajmniej nie nudzimy się sobą. Ma wspaniałą dziewczynę (przynajmniej mam taką nadzieję) i wiem, że na moim terenie, nie grozi mi nic. Kontrolowałam mój mrok, jednak przy nim ustał. Sam ustalił bezpieczną odległość na kanapie, na drugim końcu, za co mu cholernie dziękuję. On już wie wszystko... Zaniemówił. Poparł moją samokontrolę, wytrwałość i to, że przy nim śmiałam się mimo wszystko. Sam powiedział, że mój mrok już zawsze ze mną będzie. Nigdy już nie ustoi, może zminimalizuje się, ale zawsze będzie się pojawiał. Póki co nie jestem gotowa, nawet by kogokolwiek poznawać z płci przeciwnej. Sam fakt tego, że będę zmuszona poznać taką osobę na imprezie jest dla mnie przerażający. Mimo wszystko wybieram się, bo wiem, że tam większość ludzi będzie tych, których znam z uczelni.
Cholernie się boję, dalej mam lęki, nocne poty oblewają moją skórę. Co wieczór modlę się do Boga o lepsze jutro i dziękuję mu za dzień, którym mnie obdarzył. Łapacz snów ostatnio daje radę.

                                                   BÓG, HONOR, OJCZYZNA.


Chętnie podzielę się przepisem, który mój kolega podał mi na herbatce.
Po ćwiczeniach/treningu dobrze jest uzupełnić białko.
Na wieczór, kolację polecam:
-Jedną kostkę sera twarogowego chudego,
-szklankę mleka,
-owoce, najlepiej truskawki, maliny, banan. Żadnych cytrusów, bo psują smak.

Wszystko zmiksować, koktajlu ma wyjść ok 0,5 l
Dla smaku można cukrować, ja nie cukruję niczego.
A i można dolać trochę więcej mleka.

Smacznego.

niedziela, 20 września 2015

Dwa

Siedzę wygodnie w miękkim kinowym fotelu.
Obok mnie siedzi mój przyjaciel-choć boję się ostatnio używać tego określenia.
Oglądamy z zaciekawieniem film, nie mam pojęcia tak naprawdę o czym,
mimo wszystko śmiejemy się wspólnie z niego.
Dlatego wnioskuję, iż musi to być komedia.
Nie mogę opanować głupawki śmiechu.
Mój kumpel również nie może się powstrzymać, nasze głosy roznoszą się echem po ciemno przytulnej sali kinowej.
Nagle na ekranie pojawia się ciemność, a do sali wbiega rozwścieczony ochroniarz.
Wszyscy wychodzą, sugeruję, że to jak zawsze przez nas.
My również wybiegamy, gubimy się po drodze.
Znajduję się przed wejściem do pomieszczenia sama, rozglądam się nerwowo na boki.
Po mojej lewej stronie zza rogu wygląda JEGO twarz.
Patrzy na mnie i dopala jointa ze stoickim spokojem.
Ignoruję go i ruszam przed siebie.
Krążę ulicami, przyśpieszam kroku. Znam te ulice, wszystkie są takie podobne.
Zaczynam biec, a owe ulice rozmywają się, zawracam i dobiegam do punktu wyjścia.
Tym razem zagubiona, widzę jak ON siedzi na schodach budynku- kina.
Siedzi ze swoją dziewczyną, i bratem. Razem palą blanta. Śmieją się ze mnie.
On patrzy na mnie swoimi jasno błękitnymi jak morze oczami, i śmieje mi się w twarz.


Budzę się cała spocona. Odruchowo patrzę na łapacz snów. Co się stało? Myślę sobie. Nie zawodził mnie wcześniej. Dziś drugi dzień. Znowu lenistwo wzięło w górę. Nie mogłam obudzić się z tego cholernego koszmaru. Na zegarku jest 9:30. Wstaję, zakładam dres, muszę to jak najszybciej odreagować. Wybiegam z domu. Robię standardową rundkę 10-cio minutową. Tym razem biegnę efektywniej, żywiej. Uciekam przed koszmarem nocnym. Odganiam się od niego, staram się nie myśleć o NIM, jednak on dalej jest w mojej głowie. Sto pytań do głowy przychodzi mi odnośnie jego osoby. Zaciągam się mocniej powietrzem, rześkim, wiejskim wiatrem. Pachnie lasem. Dobiegam do domu, zmęczona. Szybko szykuję śniadanie wiedząc, że zaspałam.
Dziś jedziemy na zakupy z mamą.
Stwierdzam z czystym sercem że misja zakupów powiodła się prawidłowo. Nowe ubrania do szafy, obiad z mamą na mieście, liczone kalorie, wszystko się zgadza. Wracamy pod wieczór z niedzielnych voyagy, i namawiam matkę na rower. Trasa po lasach, trochę hardcorowa jak na moją matulę, dla mnie w sam raz. 8 km zrobione. Mało, ale kompan mój chciał już wracać. Dobiłam się sprintem na 50 m. w jedną i truchtem 50 m w drugą, plus brzuszki, hantle, pompki i przysiady. Czyli standardowo. Czekam na drążek, nie mogę się doczekać, kiedy przeprowadzę się znowu do Częstochowy i zamontuję go na łączniku. Będziemy się ze współlokatorką podciągać.
Tęsknię za nią.
Tak zastanawiam się, czy kiedy wrócę do Częstochowy na stare śmiecie, do „przyjaciół”, akademickiego życia, czy choć trochę odciągnie mnie to od wszystkich myśli?
Kolacja, wanna i spać. Znowu się modlę. Mój stały program życia ostatnimi czasy. Rozmawiam z Bogiem, jak zawsze dziękuję mu za dzień pełen możliwości, i proszę o zdrowie i ochronę dla mojej rodziny. Powtarzam 3 razy listę osób, które jeszcze spotkam, i wyrównam rachunki. Zasypiam.

Kolejnej nocy znowu widziałam JEGO twarz. Tym razem jak za mgłą. Budzę się spokojniejsza. Patrzę na łapacz snów i zastanawiam się czy to jego moc mnie jednak chroni. Jest 5:05 rano. Idealnie. Dres na dupę i do biegania. Wracam, moja matka już gotowa robić śniadanie. Szykujemy się do pracy. Zawożę matulę do sklepu, pomagam jej rozłożyć towar i ruszam załatwiać sprawy codziennego człowieka. O zgrozo. Nienawidzę spraw bankowości, prawnych i jeszcze innych nudziarzy, wiem że to formalności, które należy zachować by coś osiągnąć. Po południu udaje mi się załatwić 1/2 tego co powinnam, wracam po matulę do sklepu zmęczona. Nie tego oczekiwałam po sobie. Jeszcze czeka mnie sromotny wpierdol od samej siebie na treningu. Odpuszczam bieganie, bo zaczyna padać. Robię brzuchy, pompki, hantle, przysiady. Zasiadam do książki. Szybko mnie nuży, więc włączam ten pieprzony odbiornik telewizyjny. Serial, serial, serial. Nic nowego. Wolę jednak kąpiel i melisę. Zasiadam z kubkiem melisy w ulubionym szlafroku, w którym ON skomentował, iż wyglądam słodko. Na to wspomnienie uśmiecham się mimowolnie.

-Aniu, skarbie, nikogo nigdy nie kochałem tak jak ciebie, uwierz mi. Było wiele kobiet. Na żadnej punkcie nie oszalałem tak jak na twoim. - mówi do mnie stykając czoło z czołem, patrząc i przeszywając mnie na wskroś błękitem nieba oczami.
-Ja też świruję kochanie...- mówię szeptem.



                                                          Bóg, honor, ojczyzna.

środa, 16 września 2015

Jeden.

           Dzień pierwszy. Jest 9:00 na zegarku gdy się budzę i czuję że wreszcie mogę wstać. Plan był inny. Budzik dzwonił o 7:00, ale lenistwo wzięło górę. Nie chcę dopuścić do siebie myśli, o moim lenistwie i daję sobie słowo, że przecież jutro będzie już lepiej. To dopiero początki czyż nie? Wracając, wstałam i przeciągam się. Ubieram w dresowe spodnie, przemywam twarz, i schodzę na dół. Szybko oznajmiam mojej matuli, że 10 do 15 minut teraz poświęcam na obudzenie moich szarych komórek, i wychodzę. Zaczynam bieg, bardzo szybko zaczynam się również męczyć, już chcę się poddać, jak nawet połowy mojej trasy, którą wcześniej w głowie sobie ustaliłam nie zrealizowałam. Nagle w głowie pojawia mi się jego twarz, twarz tego człowieka, przez którego dostałam kopa motywacyjnego, by wreszcie się ruszyć z miejsca i iść do przodu.

-Aniu pamiętaj, musisz zrobić dwa kroki do tyłu, by iść pięć kroków na przód.

Gówno prawda. Nie będę się cofać by iść do przodu. Po prostu ruszę przed siebie. Kiedy zobaczyłam w myślach jego twarz, ruszyłam jeszcze z większym impetem. Tak tego człowieka nienawidzę, że napawa mnie swego rodzaju siłą, bym mogła kiedyś wreszcie spojrzeć mu w oczy i powiedzieć, nie cofnęłam się, a mimo wszystko zrobiłam więcej niż pięć kroków na przód.
Po krótkim truchcie wracam do domu, zjadam pierwsze śniadanie i ruszam na podbój pokoju i łazienek do sprzątania. Dzień jak co dzień. Muzyka O.S.T.R rozbrzmiewa, i wisi w powietrzu mojego pokoju. Rozkoszuję się każdym tonem, każdą melodią i bitem. Regularne posiłki staram się spełniać według wytycznych i dobrych rad dziewczyny, której zaufałam. Staram się nie ufać nikomu, sama sobie nie ufam, a ta dziewczyna, ma taką energię, której w życiu nie spotkałam. Coś przedziwnego, że jest pierwszą osobą, przed którą otworzyłam swoją mroczną duszę.
Jestem kobietą, potwornie złą kobietą. Krzywdziłam ludzi, to co robiłam z nimi, odbiło się w ostatnim czasie na mnie jakbym dostała żelazkiem w łeb z dziesięciu metrów. Ludzie dawali mi szansę, mimo tego jaka jestem, a ja brałam ich w dłoń i zgniatałam w kulkę jak papier. Karma przyszła do mnie, w końcu.

-Aniołku, musisz pamiętać, karma to taka przebiegła suka, dopadnie Cię w najmniej oczekiwanym momencie, a najbardziej boli wtedy, kiedy jesteś szczęśliwy..

Tak to prawda KOCHANIE. Z tym miał rację. Dlatego po popołudniowym odpoczynku zwlekam się z łóżka, nakładam dres, bluzę, biorę słuchawki, telefon, wkładam adidasy. Wybiegam. Tym razem trasa jest dłuższa, a ja czuję się już silniejsza. Organizm zaczyna przyzwyczajać się do tego, co mam na celu z nim zrobić. Po dłuższym odcinku zaczynam odczuwać dopiero zmęczenie, jednak nie przestaję „katować” swojego organizmu. Wiem, że to co robię, robię po to, by osiągnąć cel. W myślach, z słuchawkami na uszach powtarzam sobie wszystkie zdania motywacyjne, któe ostatnimi czasy, wypisywałam w moim notatniku.

Pamiętaj po co to robisz,
Motywacja to siła, a siła t klucz do sukcesu!
Myśl trzeźwo,
Dąż do celu,
Bądź sobą,
Never give up!

Tak przebiegłam truchtem 25 minut. Słabo, Ale zawsze byłam wobec siebie krytyczna i w pierwszym dniu chciałam osiągać niesamowite wyniki, pomimo tego, że o tej porze zwykłam leżeć na kanapie z paczką lays'ów i dobrym serialem. Wróciłam do domu, łyk wody i wracam do kolejnej części mojego treningu. Pięć serii po 20 brzuszków, kilka pompek , po 20 razy na łapę hantli ważących 4 kg, oraz standardowo, by utrzymać mój tyłek w formie przysiady. Przysiady robię już od dłuższego czasu, bo zwykłam do komplementów od płci przeciwnej na temat mojej dupy, co dawało mi niesamowitą motywację. Tym razem, nie robię tego dla wyglądu. Nie robię tego wszystkiego by wyglądać dobrze, choć to też jest ważne. Mam cel, i chcę go osiągnąć, a kiedy to się stanie, będę mogła ponownie spojrzeć JEMU w oczy, i powiedzieć, że miał rację. Ludzie to kurwy, a ja również nią jestem. Tak, karma to suka, a ja nią jestem, w ludzkiej postaci.
Obawiam się tego spotkania, mimo iż wyczekuję go każdego dnia, i nie mogę się doczekać.
Minie ponad rok, dwa lata, kiedy będę mogła to zrobić, a ciężka praca, jaką wykonuję zostanie mi wynagrodzona. Czy będę dalej GO kochać? Czy spojrzę, jak jego brat mówił, na niego maślanymi oczami? Czy dalej będę myślała o nim tak jak myślę każdego wieczoru teraz? Co robi, gdzie jest, i czy on też jeszcze myśli o mnie? Choć wiem, że zapewne nie myśli o mnie wcale. Nie z taką troską jak ja o nim. Potem szybko odpycham te myśli, leżąc w ciemnościach i patrząc w głąb czarnego sufitu, spowita chłodem pustego pokoju i zapachem cynamonowych świec.
Zaczynam modlitwę. Modlę się do Boga. Każdego wieczoru dziękuję mu za kolejny dzień, w sile, i proszę jak zawsze o to samo. Zdrowie i opiekę nad moją rodziną. Po krótkiej rozmowie, powtarzam 5 razy imiona i nazwiska ludzi, z którymi jeszcze raz się spotkam, i wiem, że wyrównam wtedy nasze rachunki. Pierwszy na liście oczywiście jest ON. Zasypiam...z myślą, że kolejny dzień przyniesie mi jeszcze więcej możliwości.


                                                                  Bóg, honor, ojczyzna.